Przez 20 lat nazbierało się różnych historii. Pamiętam, jak szefu stwierdził, że nie wolno nam wychodzić do sklepu po jedzenie, bo musimy przynosić gotowe z domów.
Generalnie, gdy była przerwa śniadaniowa to stał z zegarkiem i sprawdzał ile czasu nam zajmuje jedzenie. Koleżance wyliczał ile minut siedzi w WC.
Ten zegarek to był jego ulubiony gadżet i rano nas witał w robocie patrząc na cyferblat i wygłaszając mowy o tym, że ktoś urwał sobie dwie minuty z 8 godzin, a w skali roku to pewnie jeden dzień urywamy.
I pewnego razu ktoś z pracowników zapytał szefa przy całej załodze „co pan tak ciągle biega z tym zegarem biega?”. A na to drugi odpowiedział za szefa „no, przynajmniej na czymś się w tej robocie facet zna. Zna się na swoim zegarku”.
Od tamtej pory, jak ktoś pytał o szefa to mówiliśmy, że to prawdziwy ekspert, fachowiec i mistrz, bo jak nikt inny zna się na zegarku.